Pierwszych dwadzieścia stron
Annie Dillard w eseju Notatki dla młodych pisarzy pisze:
Zazwyczaj będziesz musiał przepisać początek – jedną czwartą lub jedną trzecią tego, nad czym pracujesz. Nie trać zbyt dużo czasu to na doszlifowywanie tego fragmentu; i tak będziesz musiał wziąć głęboki oddech i wyrzucić go do kosza, kiedy skończysz pracę i uzyskasz jaśniejszy obraz tego, o co chodzi [w opowieści – E.M].
Zniszcz pas startowy; pomógł ci wystartować, teraz już go nie potrzebujesz.
Właśnie dlatego niektórzy pisarze mówią, że pisanie wymaga “odwagi”. I rzeczywiście wymaga.
Raz za razem musisz wybierać książkę zamiast swoich własnych pragnień i uczuć.
Całość znajdziesz tutaj (stan strony: 21.10.2024 r.).
Pas startowy
Annie Dillard, pisarka, poetka, eseistka, ostrzega wprost: to, co w otwarciu (u Dillard „na początku”) trzeba będzie wyrzucić, wykreślić, przepisać. Nie należy się przywiązywać do słów, zdań, akapitów (w moim przekonaniu nie tylko w otwarciu), ponieważ każde słowo, zdanie oraz akapit można poprawić, wymienić albo pożegnać.
Literatura pełna jest narracyjnych, fabularnych, językowych szumów, zlepów, ciągów..
Otwarcie opowieści Annie Dillard nazywa „pasem startowym”. To twórcza sytuacja, w której pisarz, pisarka po raz pierwszy dotyka świata przedstawionego, orientuje się w jego regułach, poznaje bohaterów, bohaterki, sprawdza, o co im tak naprawdę chodzi.
Każdy pas startowy ma ograniczoną długość, a kiedy się kończy – nie ma wyboru, trzeba rozłożyć skrzydła.
Puszka z tuńczykiem
Zadie Smith w eseju Sztuczki warszatowe potwierdza zdanie Dillard.
Pisze:
Na pierwszych dwudziestu stronach można w dwadzieścia cztery godzin przejść od narracji w pierwszej sobie i czasu teraźniejszego do trzeciej osoby w czasie przeszłym, trzeciej osoby w czasie teraźniejszym, pierwszej osoby w czasie przeszłym itd. Umiem zmieniać to wiele razy dziennie. (…) O pięknie wymknęło mi się zupełnie spod kontroli: pierwsze dwadzieścia stron przerabiałam niemal dwa lata. Czułam, że wariuję. Z trudem biorę do ręki własne powieści, ale pierwsze dwadzieścia stron przyprawia mnie zawsze o palpitacje serca. To jak wycieczka do celi, w której kiedyś siedziałam. (…)
Pod koniec [pracy nad powieścią – przyp E.M.], kiedy jest już z górki, wracam do pierwszych dwudziestu stron. Są upakowane ciaśniej niż tuńczyk w puszcze. Spoko. Zdejmuję pokrywkę i wpuszczam trochę powietrza. Zabawne z pierwszymi dwudziestoma stronami (…) jest to, jak mało mamy zaufania do czytelnika. Wszystko podajemy mu na tacy. Nie pozwalamy bohaterowi przejść przez pokój bez opowiedzenia (kiedy idzie) jego historii. (…) Straszny jest ruch tego literackiego wahadła. Raz zakłamanym idiotą jesteś ty, a za chwilę twój czytelnik.
Zadie Smith. Sztuczki warsztatowe. [W:] Jak zmieniałam zdanie. Tłum. A. Pokojska. Kraków 2010, s. 130–131, 137.
Pierwszych dwadzieścia stron
Potraktuj pierwszych dwadzieścia stron jak pas startowy albo jak puszkę z tuńczykiem, puszkę, w której cisną się punkty widzenia, konflikty bohaterów i bohaterek (między sobą) i Twoje prywatne konflikty, w Tobie. Czeka Cię mnóstwo decyzji.
Napisz pierwszych dwadzieścia stron szybko (zgodnie z sugestią Dillard, nie musisz jak Smith gnić dwa lata w „celi” aktu pierwszego), następnie rozpoznaj, w którym miejscu w otwarciu robisz z siebie i z czytelników, czytelniczek idiotę, idiotkę (zgodnie z sugestią Smith).
Sprawdź, co zamiast podprowadzać, po prostu oznajmiasz, przyjrzyj się tajemnicom, które ujawniasz (przecież musisz WSZYSTKO wyjaśnić), zamiast zbudować wokół nich dramy bohaterów, bohaterek.
Zajmij się językiem.
Mniej więcej po pięćdziesiątej stronie uchwycisz głos historii. Będzie go musiał, musiała ujednolić. Pierwszych dwadzieśćia, pięćdziesiąt stron musi być częścią spójnej całości.
Wpuść powietrze w otwarcie opowieści.
Bądź gotów, gotowa na radykalne zmiany. W całym tekście.
Wyznam Ci
Na koniec wyznam Ci, że nie angażuję się we współprace z osobami piszącymi, które są przekonanie, że pierwsza, czasem druga wersja ich maszynopisu jest skończona. W dodatku jest bardzo dobra.
– Pani tylko przeczyta i napisze, co i jak.
Nie, nie przeczytam i nie napiszę, ponieważ przeczuwam więcej kłopotów niż ewentualnych zmian w tekście.
A szkoda.
Na etapie maszynopisu można, czasem trzeba, zrewolucjonizować większą część fabuły.