Jedna strona dziennie
A gdybyś przestał, przestała się spieszyć?
A gdybyś przestał, przestała myśleć o targecie, czyli o codziennej liczbie znaków?
A gdybyś zamienił, zamieniła wymagającego Scrivenera, który działa jak okrutny księgowy, na minimalistyczne aplikacje Byword lub OmmWriter, które sprawiają, że pisanie staje się czystą, również estetyczną przyjemnością?
A gdybyś przestał, przestała pisać zgodnie z brutalnymi harmonogramami, które prawdopodobnie sam, sama ustalasz?
Co Ci daje pośpiech?
Oprócz poczucia winy, że nie piszesz dużo, oprócz złości, że nie dotrzymujesz umów, oprócz ataków paniki?
Targety i harmonogramy organizują pracę, oczywiście.
Do pewnego momentu.
Do momentu, w którym orientujesz się, że stajesz się niewolnikiem, niewolnicą własnego tekstu.
Ustalaj harmonogramy
Ale niech będę realistyczne i zawsze osadzone w kontekście. Jeżeli masz małe dzieci (większe też bywają kłopotliwe), jeżeli masz zobowiązania zawodowe, nie umawiaj się ze sobą na dwa tysiące słów dziennie.
John Steinbeck nie uległ presji redaktora, Pascala Coviciego, który w pewnym momencie zażądał, by Steinbeck przyspieszył prace nad powieścią Na wschód od Edenu.
Steinbeck miał odpowiedzieć: „Jedna strona dziennie”.
Tego się trzymał.
Jedna strona dziennie
Lubię pisać jedną stronę dziennie.
Dwie strony to szaleństwo, nad którym jeszcze panuję.
Brutalny target nie jest o doskonałości pisarza, pisarka. Jest o niedoskonałym – w efekcie – tekście.
A jeżeli już piszesz (oraz publikujesz) i masz na głowie tzw. dedlajny?
A jeżeli jesteś w przededniu umowy z wydawnictwem?
Gratuluję.
Negocjuj stawki, procenty, prawa zależne, lecz przede wszystkim terminy.
Jedna strona dziennie.
Wystarczy.
Jeżeli jednak umówisz się ze sobą na jedną stronę dziennie, trzymaj się – jak Steinbeck – tego ustalenia.
Nie rób z siebie błazna.